Wejście miast, w których odbywają się targi, do czerwonej strefy wiąże się z koniecznością odwołania co najmniej kilkunastu imprez targowych i jest jednoznaczne ze spełnieniem się najgorszego z możliwych scenariuszy.
- Czerwona strefa oznacza lockdown dla branży targowej, która jest ważną dźwignią handlu. Znowu wracamy do sytuacji z marca i kwietnia br., kiedy zablokowane było dosłownie wszystko - mówi Beata Kozyra, prezes zarządu Polskiej Izby Przemysłu Targowego. - Co gorsza, jeśli strefy czerwone w miastach targowych utrzymają się do maja i czerwca przyszłego roku, organizacja targów nadal nie będzie możliwa. A proszę pamiętać, że lipiec i sierpień to sezon letni, czyli tradycyjnie „sezon martwy” dla branży targowej, a zatem jeśli branża targowa będzie mogła w ogóle działać, to nastąpi to dopiero jesienią 2021. Pytanie, ile firm przetrwa.
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Komentarze