Wizerunek dewelopera - czy użytkownicy stają się „ambasadorami"
Powstało osiedle mieszkaniowe, niewielkie, kameralne, kilka domów. Zbudowane w całości rok temu, zasiedlone w połowie. Kolejna agencja prowadzi promocję sprzedaży. Klasyczne działania: billboardy w dobrych lokalizacjach, reklamy na właściwych portalach, na targach mieszkaniowych - nie, „bo to nic nie daje".
Wydawałoby się - idealna sytuacja - deweloper nie sprzedaje „dziury w ziemi", są już użytkownicy - potencjalni „ambasadorzy inwestycji". O co więc chodzi, dlaczego od roku sprzedaż „zablokowała się"? Jest tylko jedna metoda, by to sprawdzić - porozmawiać z dotychczasowymi użytkownikami i sąsiadami.
Pierwszy „życzliwy" kontakt to pracownik ochrony samego osiedla: „Chce Pani kupić tu dom? Nie radzę." Zaczyna się lista usterek. Na moje pytanie, czy zostały naprawione - odpowiedź brzmi: tak. Ale zła opinia pozostała. Mieszkaniec osiedla potwierdza informację - teraz jest dobrze, ale nie mogę uznać, że stanie się on „ambasadorem osiedla". Obrazu dopełnia sąsiad, który wybiega z domu i za swoją „obywatelską powinność" uważa ostrzeżenie przyszłego właściciela posesji. Nie jest fajnie. A myślałam o nowej stronie internetowej, o sesji zdjęciowej z aranżacją wnętrz, o mapce usług i infrastruktury wokół osiedla (istniejącej, i to dobrej!).
Niestety, do zbudowania w tym miejscu jest relacja z użytkownikami domów, z sąsiadami, z otoczeniem. Coś było nie tak na początku, zostało poprawione, ale zaniedbano zbudowanie „relacji posprzedażowych i poreklamacyjnych". Zamiast wykorzystać reklamacje do stworzenia najbardziej lojalnych klientów, pozostawiono ich rozżalonych i sfrustrowanych. Faktyczny powód niezadowolenia już nie istnieje, został naprawiony, ale problem emocjonalny i relacyjny pozostał i żaden billboard tego nie załatwi.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)
Nie ma jeszcze komentarzy. Twój może być pierwszy.